Od kilku lat jestem żoną wspaniałego męża. Mamy dwoje uroczych dzieci. Oczywiście udało się trafić w parkę, więc nie słyszymy pytań „kiedy chłopczyk?”, „kiedy dziewczynka?”. Naszą tradycją jest wyjazd wakacyjny, który staramy się zrealizować każdego roku. Czasami są to wyjazdy na całkiem duże odległości, a czasami mieścimy się nawet w sześćdziesięciu kilometrach, ważne, że wyjeżdżamy na kilka dni. Tradycję tą zapoczątkowaliśmy z moim (wtedy jeszcze) chłopakiem i nie chcieliśmy z niej rezygnować po narodzinach dzieci. Początkowo nasze rodziny pukały się w czoła, zakładając, że na pewno nie zechce nam się nigdzie ruszać z maleńkim dzieckiem. Zaryzykowaliśmy. I to była najlepsza decyzja, jaką mogliśmy wtedy podjąć. Synek był bardzo grzeczny i, mimo że miał dopiero siedem miesięcy, interesował się wszystkim dookoła, podziwiał widoki i korzystał z natury. Kiedy urodziła się córeczka nie zaprzestaliśmy naszych wycieczek. Jedynym utrudnieniem przy dzieciach była konieczność pakowania większej ilości rzeczy: ubrań, pieluch, zabawek i całej torby leków, tak na wszelki wypadek.
W tym roku wypadają nasze piąte wakacje z dziećmi. Długo dyskutowaliśmy, gdzie chcemy tym razem pojechać. Dzieci już podają własne propozycje, pojawiają się za i przeciw. Wybór tym razem padł na Zakopane. Z mężem byliśmy tam jeszcze za czasów narzeczeństwa, a dzieci jeszcze nie widziały gór z tak bliska. Syn zadecydował, że według niego najważniejszy jest nocleg w samym centrum miasta. Właściwie to był całkiem dobry pomysł, na który przystaliśmy. Zaczęliśmy wyszukiwać miejsca pasujące do ustalonych kryteriów. Kolejnym etapem planowania naszej wycieczki było ustalenie harmonogramu całego naszego pobytu tam. Okazuje się, że takie spisanie punkt po punkcie wszystkich elementów wyjazdu, łącznie z uwzględnieniem czasu przejazdu i postojów, wiele ułatwia. A i dzieci wiedzą, czego mogą się spodziewać. Oczywiście dopuszczamy możliwość zmian w trakcie, jednak zazwyczaj zmiany te dotyczą głównie dodatkowego czasu na lody czy poobiednią drzemkę. Zazwyczaj większość elementów z planu zostaje zrealizowane. Obowiązkowym miejscem naszych wczasów w Zakopanem miała być Gubałówka i zrobienie sobie zdjęcia z misiem polarnym. Dzieci były zachwycone planowaniem, a jednocześnie niesamowicie zmęczone. Usnęły z uśmiechami na ustach. Wyjazd oczywiście udał się w stu procentach, zaliczyliśmy wszystkie elementy planu i już nie możemy doczekać się przyszłych wakacji.
Polecam wszystkim wprowadzenie u siebie podobnej tradycji rodzinnej. Jest to naprawdę budujące.